- O rodzinie Pendereckich
- Wojciecha Pomykało: Tajemnice prof. pedagogiki
- Rafała Jessweina: Enklawa
Ad. 1. Krzysztof Penderecki: PENDERECCY – saga rodzinna
Opowieść o tej „sadze” (z udziałem Elżbiety Pendereckiej) wysłuchali Katarzyna Janowska i Piotr Mucharski, a książkę wydało Wydawnictwo Literackie i to w 2013 roku, ale pewnie jest w bibliotekach, a może i Wydawnictwo dla chętnych jeszcze kilkaset egzemplarzy dodrukuje? Gdyż książka warta jest tego!
Bowiem o Pendereckim po Jego śmierci mówi się mało, nawet nie doczekał się jeszcze oficjalnego pochówku, tymczasem – moim zdaniem – powinien (jak Chopin) być nieustannie obecny w naszym życiu koncertowym i świadomości społecznej!
Książka dokumentuje Jego WIELKIE dokonania w sposób niezwykle oryginalny – poprzez rozmowę z kompozytorem; przedstawia Jego życie, rozwój talentu muzycznego i niezwykłą pracowitość. Książkę warto przeczytać i mieć w domu, by ci którzy przyjdą po nas (mam na myśli następne pokolenia), także mogli jeszcze po nią sięgnąć. Jest bowiem w tym sensie PONADCZASOWA, jak muzyka Pendereckiego!
Kompozytor opowiada (odpowiadając na pytania autorów, którzy przeprowadzają ten wywiad) o swoim dorobku artystycznym, jak to się w ogóle stało, że zajął się muzyką i komponowaniem.
Obraz Jego dokonań dopełnia żona artysty – pani Elżbieta Penderecka, którą miałem zaszczyt poznać, jak i samego kompozytora, co uważam za szczęśliwy traf losu.
Całość jest bardzo ładnie wydana, bogato ilustrowana, opatrzona indeksem nazwisk. A Krzysztof Penderecki opowiadając o sobie, wspomina studia, rodziców, miłość, pasje, a po nich pierwsze sukcesy, dojrzałość artystyczną (i życiową) oraz komponowanie. Tę opowieść uzupełnia Elżbieta Penderecka, żona kompozytora, ale pełniąca również rolę Jego menedżera. Sama zasłużyła się nie tylko promując Jego muzykę , ale w ogóle muzykę klasyczną w Polsce i na świecie; została m.in. organizatorką Festiwali Beethovenowskich!
Książka liczy ponad 350 stron, została wydrukowana czytelną czcionką i na bardzo dobrym papierze; może stanowić ozdobę każdej biblioteki domowej! Jest swego rodzaju bibliofilskim rarytasem.
I ciekawostka: Penderecki miał wielką pasję nie tylko do muzyki, ale też do… samochodów. Poza tym stworzył za swego życia niezwykłe (kto wie czy, nie największe w Europie)i przepiękne prywatne arboretum! (Może dlatego, że Jego dziadek był leśniczym?).
Warto i pod tym kątem zwiedzić Jego Lusławice, gdzie przez wiele ostatnich lat mieszkał, pracował i przyjmował gości, m.in. światowej sławy artystów. W latach dziewięćdziesiątych pojawiła się u Niego myśl o stworzeniu Europejskiego Centrum Muzyki. Ukoronowaniem wieloletnich starań była (już w latach dwutysięcznych) budowa supernowoczesnego obiektu (finansowana przez Ministerstwo Kultury i Sztuki oraz ze środków Unii Europejskiej). Inauguracja działalności Centrum odbyła się w 2013 roku. Jest to miejsce spotkań młodych, utalentowanych muzyków (również wybitnych pedagogów) biorących udział w seminariach, warsztatach muzycznych, festiwalach i koncertach.
Elżbieta i Krzysztof Pendereccy wzięli ślub w 1965 roku, a gdy wyprowadzili się ze swych domów, nie od razu mieli gdzie mieszkać. W każdym razie długa była ich droga do sławy i godnego ułożenia sobie życia. Ale co ja będę Państwu o tym opowiadał – tę „historię” trzeba po prostu przeczytać! Aby móc docenić talent, pracowitość i na zawsze zakochać się w muzyce kompozytora, którą za życia tworzył, a Pani Elżbieta – gdzie mogła (i chwała Jej za to) – ją rozpowszechniała.
Z książki wynika, że Penderecki miał o wiele więcej pomysłów niż był w stanie zrealizować. Dobrze, że powstała ta piękna książka, która nie pozwoli o Artyście zapomnieć!
Oby też NIGDY Jego muzyka nie znikła z afiszy filharmonii i sal koncertowych! Dzięki takim ludziom jak PENDERECKI, majestat Rzeczypospolitej mocno jaśnieje na firmamencie kultury muzycznej świata!
Ad. 2 Wojciech Pomykało: Tajemnice profesora pedagogiki, Wydawca: Fundacja Innowacja, br., s. 296, Warszawa 2021.
Książka ma podtytuł „Naukowa biografia naukowca” i jest TAKĄ rzeczywiście! I dobrze, że została przez Pana Profesora, który ukończył już 90 rok życia, napisana! (Przy okazji składam Autorowi jak najserdeczniejsze życzenia dobrego zdrowia i długich lat życia)!
Osobiście poznałem Pana Profesora przed wieloma laty i powiem, że już wtedy podziwiałem Jego aktywność jako pedagoga i doceniałem pokaźny dorobek naukowy. Cieszę się, że po roku 1990, Pan prof. Pomykało jest wciąż obecny na konferencjach (zwłaszcza rokrocznej odbywającej się od kilkunastu lat w Sejmie RP na temat Praw Człowieka, organizowanej m.in. przez Uniwersytet Kochanowskiego) i pisze jak zawsze – co chciałbym podkreślić – bardzo ciekawe rozprawy naukowe.
Akurat najnowsza książka „rozprawą” nie jest, ale za to ARCYCIEKAWĄ biografią uczonego „z prawdziwego zdarzenia”! Na pewno wielu Czytelników PD zna osobiście, a przynajmniej słyszało o Profesorze (który od jakiegoś czasu pisuje także dla naszego pisma), ale nie wie, że urodził się 20 lutego 1931roku w warszawskiej dzielnicy Czerniaków, i jak wielu mieszkańców tej dzielnicy (obok warszawskiej Pragi) do dziś tryska żywotnością i imponującą umiejętnością radzenia sobie z przeciwnościami. Stąd i „pamiętnik” zaczyna się od rozdziału „Trudne początki”, opisującego dzieje Jego rodziny i perypetie związane z agresją Niemiec na Polskę.
Ciekawe są też Jego powojenne „przygody” w szkole oficerskiej, jak też wspomnienia z asystentury u prof. dr hab. Adama Schaffa.
Podkreślę, że książkę „czyta się” z wypiekami na twarzy, śledząc kolejne etapy kariery Profesora, gdyż pisane są bezpośrednim i zrozumiałym dla wszystkich językiem, bez owijania czegokolwiek „w bawełnę”. Takim zresztą pozostał do dziś. Przedstawia nam – współczesnym – historię lat PRL-u i pozostawia Czytelnikom prawo do własnej oceny opisanych zdarzeń. Pod tym względem Jego wspomnienia są na pewno dziełem niezwykłym. Są sprawozdaniem „z Jego drogi życiowej”: od żołnierza – do …uczonego, jakim jest nadal!
Traktuję tę książkę, jako swego rodzaju dokument historyczny „JAK BYŁO NAPRAWDĘ!” i dlaczego tak trudno dziś z tą przeszłością sobie poradzić i wyciągnąć wnioski – dla przyszłości, budowania w miarę jednolitej (pod względem oceny) ciągłości historycznej. Także jako poszukiwania sensu współczesnego i nadchodzącego świata. Książka może być przyczynkiem do dyskusji o polskiej złożonej historii, tak odmiennej w wielu wypadkach od historii innych krajów europejskich. Pobudza do myślenia i wyrobienia sobie na ten temat własnego zdania.
Książce towarzyszy imponująca bibliografia publikacji książkowych Profesora Wojciecha Pomykało.
Ad. 3. I wreszcie polecana przeze mnie 3. książka: Rafał Jesswein: Enklawa (Wydawnictwo i drukarnia „Kadruk”, s 192, br., Szczecin 2021).
Przed kilkoma dniami otrzymałem ją od swojego szwagra, Mirosława Górnego, który podsyła mi wszystkie nowości wydawnicze o „Szczecinie”, a jak pewnie Czytelnicy PD wiedzą z mojej autobiografii – Szczecin był, jest i zawsze będzie MOIM miastem (z którego w roku 1973 musiałem wyjechać w poszukiwaniu nowego miejsca pracy i egzystencji).
Chciałbym zarekomendować dziś bardzo ciekawie napisaną przez Rafała Jessweina – znanego i cenionego dziennikarza – rozprawę o tym, jak Szczecin po wojnie stawał się miastem POLSKIM! Autor napisał ją z niemałym zacięciem literackim, a przede wszystkim w stylu, który pozwala czytać książkę niemal jednym tchem. Brawo dla Autora! – chciałoby się powiedzieć, choć opisuje On mało znane fakty (nawet dla takich jak ja, którym wydaje się, że o tym mieście wiedzą już wszystko).
Książka Jessweina jest dokumentem arcyciekawym, pozwalającym śledzić losy miasta po zakończeniu wojny w 1945 roku i jak ostatecznie stało się ono „MIASTEM POLSKIM”!
Rafał Jesswein jest uznanym publicystą prasy lokalnej i ogólnopolskiej (m.in. „Przeglądu Tygodniowego”, „Rzeczpospolitej”, „Prawa i Życia” czy miesięcznika „Konfrontacje”). Jest mi też szczególnie bliski, jako współzałożyciel Stowarzyszenia Przyjaciół Pomorza Zachodniego „Klub Szczeciński” w Warszawie.
Był już dwukrotnie laureatem III nagrody w konkursie reporterskim miesięcznika „Odra” i autorem nominowanym do Polsko-Niemieckiej Nagrody Dziennikarskiej im. Tadeusza Mazowieckiego 2021.
Obecna książka „Enklawa” czyni z Niego także badacza, który pisze o faktach jak historyk z prawdziwego zdarzenia(w oparciu o liczne dokumenty historyczne, m.in. prof., prof. Białeckiego, Kozłowskiego, Czubińskiego i oczywiście Piotra Zaremby – prezydenta Szczecina w latach 1945-1950).
Przy okazji dowiadujemy się o polskim prezydencie niemieckiego miasta w czasach radzieckiej okupacji. Także o tym, że w 1945r. było jeszcze w Szczecinie 84 tys. Niemców, a tylko 1578 Polaków. (Stąd i tytuł książki „Enklawa” – czyli opowieść o „polskiej” w tym czasie enklawie – UWAGA – w „radzieckiej strefie okupacyjnej”!). Z tymi i innymi faktami warto się zapoznać, np. jak Rosjanie po wojnie wywozili poprzez szczeciński port WSZYSTKO, co tylko można było
po Niemcach zdemontować i zabrać do Związku Radzieckiego. Innymi słowy – realizowali w ten sposób (we współpracy z pozostałymi w mieście Niemcami) własną politykę faktów dokonanych. Autor przypomina również, że dopiero 28 października 1992 roku opuściły Świnoujście 4 ostatnie radzieckie kutry rakietowo-bojowe, które również należały do szczecińskiego zespołu portowego.
Jest jeszcze jedna sprawa, o której przynajmniej wspomnę, a którą Autor porusza w swej książce. To problem (nawet nie wiem jak go nazwać, więc pozostanę przy tradycyjnej nazwie tego zjawiska) ANTYSEMITYZMU. Otóż w marcu 1946r. liczba zarejestrowanych w Szczecinie Żydów wynosiła 5 tys., trzy miesiące później już …30 951. Wtedy Szczecin – pisze Autor – stał się jednym z dwóch, obok Łodzi, największych miejskich skupisk żydowskich w Polsce. Jak się okazało – na krótko. Zachęcam do zwrócenia uwagi na to zagadnienie, ale przede wszystkim na to, co sam Rafał Jesswein ma do powiedzenia na ten temat.
Dziękuję panu Jessweinowi za dedykację „… Karolowi Czejarkowi z wyrazami szacunku i sympatii oraz życzeniami przyjemnej lektury”. Panie Redaktorze, odwzajemniam te życzenia i gratuluję Panu najnowszej, arcyciekawej książki; była dla mnie lekturą nie tylko przyjemną (to też), ale przede wszystkim uzupełniającą i poszerzającą moją dotychczasową wiedzę o latach, kiedy nie było mnie jeszcze w Szczecinie, a w którym później z ogromną determinacją budowaliśmy jego POLSKOŚĆ, likwidując ostatecznie „enklawę”. To DOBRZE, że Pan o niej napisał! Pod tym względem Pańska książka jest nieoceniona, a wnioski z niej z pewnością każdy Czytelnik wyciągnie dla siebie sam. Nie będę ich podpowiadał. Byłem, jestem i pozostanę pełen podziwu dla tego przepięknego miasta, które (jak to DOBRZE!) – pozostało po polskiej stronie!