Zostałem z żoną zaproszony do Szczecina na „Spotkanie kolarskich pokoleń” w Szczecinie. Było udane i z pewnością pozostanie na zawsze w naszej pamięci. Tym bardziej, iż przybyło na nie wiele dawnych sław polskiego kolarstwa tamtejszego okręgu, którzy zdobywali dla Szczecina i okręgu szczecińskiego tytuły mistrzów Polski, a potem nawet medale olimpijskie i medale mistrzostw świata.
Dość wymienić (dziś bardzo dostojnych) panów, lecz nadal tryskających energią, którzy też przybyli na to spotkanie ze swymi żonami: Mariana Bednarka, który wygrał m.in. Wyścig Dookoła Bułgarii; potem skończył AWF i był znakomitym trenerem polskich kolarzy. Podobnie zresztą, jak Wojciech Matusiak, który m.in. brylował w Wyścigu Pokoju i na szosowych Mistrzostwach Świata. Wychował wielu znakomitych następców. Wymienię też Mariana Hałuszczaka – wielokrotnego mistrza i rekordzistę Polski na torze, Jerzego Mikołajczyka – zdobywcę (za Bekierem) II miejsca w Wyścigu Dookoła Polski, czy Sławomira Grzegorka, który ma na swoim koncie, m.in. dwa brązowe medale olimpijskie na torze.
Wśród INNYCH wielkich kolarzy na to spotkanie przybyli też: Bogdan Ruszczyński (dziś biznesmen w Niemczech), Roman Cieślak (dziś właściciel dużej firmy rowerowej), Zbigniew Broszczak, Leszek Dąbrowski, Ryszard Kąkolewski.
Ucieszyłem się, ale też poleciała mi łezka, gdy zobaczyłem swoich odwiecznych (w latach 50. i 60.) rywali: Ryszarda Stefanika i Wojciecha Radlińskiego, Sławka Zacharewicza i wielu, wielu innych (bo do hotelu Nord w Szczecinie przybyło ponad 100 osób!). Toteż wzruszeń na „spotkaniu po latach” nie zabrakło; były uściski, szampan, potem dobra wspólna kolacja, a po niej długie, niekończące się wspomnienia przy dobrym winie (i nie tylko!,) przy muzyce i jak zawsze na tego rodzaju spotkaniach – przy… „tuczących”, ale bardzo dobrych deserach.
Uczczono także minutą ciszy znakomitych kolegów, których już wśród nas nie ma – m.in. Bernarda Pruskiego, Edwarda Owczarka, Zbigniewa Zająca, Zbigniewa Mąkowskiego, Janusza Sekścińskiego, Eugeniusza Zawistowskiego, Grzegorza Wiśniewskiego i wielu, wielu innych.
W sposób szczególny „świętowano” inicjatora tego spotkania – ZBIGNIEWA BOROWSKIEGO – znakomitego trenera ( KS „Czarni” Szczecin), a wcześniej świetnego kolarza. (Szczególnie dobry był w roku 1952, kiedy zdobył m.in. szosowe mistrzostwo okręgu w wyścigu na czas na 100 km i wygrał szereg innych, bardzo ważnych zawodów, jak np. zdobywając wicemistrzostwo Polski w wyścigu dystansowym na torze, w tamtym odległym już czasie. Lecz największe sukcesy święcił jako trener, za co Jego byli wychowankowie odśpiewali mu gromkie STO LAT.
Wspominano też Tadeusza Drążkowskiego, Tadeusza Bestrego i Leona Bestrego, legendarnego „dziadka”, długoletniego ZASŁUŻONEGO działacza OZ i PZKol.
Jednak trenerem nr 1 był w tamtych latach Pan Zbigniew Borowski! Twórca wielu nowych założeń taktycznych i treningowych, (z których „potajemnie” – bo nie byłem bezpośrednio jego zawodnikiem – też korzystałem).
Zbyszek Borowski zapewnił mnie, że nadal będzie dążył do tego, aby odrodzony POLSKI SPORT w Szczecinie utrwalić w publikacjach, albumach i w filmie, CO GORĄCO POPIERAM, tak jak habilitację dr Ryszarda Stefanika – juniora, który pisze pracę naukową o szczecińskim kolarstwie w latach 1945 – 1960. (Ja też coś na ten temat z pewnością napiszę i również namawiam do tego b. kolarza, a dziś znakomitego pisarza – Jana Chruślińskiego). Namawiam też WSZYSTKICH do kontynuacji „spotkań kolarskich pokoleń”!( A może i o charakterze ogólnopolskim, a nawet międzynarodowym?). Polska była w tamtych latach potęgą na torze, a zwłaszcza na szosie. Szczecin (gdyby do tego doszło) był w stanie wystawić co najmniej 2 drużyny na Wyścig Pokoju i wyłonić własną reprezentację Polski na torze! Szczecińscy kolarze – m.in. Czesław Polewiak i Zygfryd Jarema zdobywali też laury w wyścigach przełajowych!
W pamięci uczestników spotkania „odżył” m.in. 3-etapowy Wyścig Głosu Szczecińskiego, Kryterium Asów na Wałach Chrobrego i w Stargardzie i inne popularne wówczas wyścigi uliczne, na żużlu (przy sztucznym oświetleniu). Wspominano „czwartki kolarskie” i puchar miast na torze! I przeróżne zawody, które odbywały się w powiatach województwa, m.in w Choszcznie, Łobzie, Świnoujściu, Goleniowie, Nowogardzie. Ścigano się w każdą NIEDZIELĘ! A tor, który dzisiaj świeci pustkami, wypełniał się wielokrotnie „po brzegi”.
Był też kiedyś 7 – etapowy Wyścig po Ziemi Szczecińskiej!
I ja też w tym „wszystkim” brałem kiedyś aktywny udział, marząc o wielkiej karierze, która jednak mnie ominęła. Ale podeszła do mnie (podczas spotkania), m.in. żona Wojtka Matusiaka i przyznała się – również mojej żonie – że jako 8-letnia dziewczynka chodziła na wszystkie wyścigi z moim udziałem! Była córką znanego, nieżyjącego już Władysława Machońskiego, wielkiego powojennego działacza kolarskiego i siostrą, dobrze się zapowiadającego jej brata Jerzego Machońskiego.
W sposób szczególny chciałbym pozdrowić Zygfryda Jaremę; nie było go na spotkaniu, (ale usprawiedliwił swoją nieobecność), ponieważ pojechał z chłopakami (których teraz trenuje) na obóz kolarski, a ma znakomite wyniki trenerskie, takie same, jakie miał wcześniej jako zawodnik. Zygfrydzie pozostań czynnym tak długo, jak tylko możesz, a zbliża się przecież Twoje 75-lecie, na które przyjadę, bo już dawno temu mnie na nie zaprosiłeś!
Ja osobiście myślą na spotkaniu wróciłem do Tadeusza Drążkowskiego, szosowego mistrza Polski z 1953 roku. Był moim pierwszym trenerem, a po nim pan Tadeusz Bestry, Jan Kudra i Jan Chtiej (których radziłem się w wielu sprawach treningowych i którzy swych rad nigdy nie odmawiali, tak jak pan Zbigniew Borowski). Wykorzystałem później te doświadczenia już, jako instruktor, o czym moi b. wychowankowie (m.in. Leszek Dąbrowski) na spotkaniu przypomnieli mi.
Ale przyszedł dzień, w którym musiałem wybrać między pracą i studiami, a treningiem kolarskim, który pochłaniał średnio 8 – 9 godzin dziennie. A w międzyczasie była jeszcze zasadnicza służba wojskowa, kierowanie księgarnią „Klubową” i działalność w STK (Szczecińskim Towarzystwie Kultury), a potem Wydziałem Kultury PWRN. Jednak bezpośrednią przyczyną wycofania się ze sportu była nieustanna odmowa (bo miałem matkę i siostrę w Niemczech) paszportu na zawody, nawet do NRD! Ale niczego nie żałuję – PRZECIWNIE!
Było więc dla mnie ogromną radością spotkanie po latach dawnych rywali, a także poznanie tych, którzy ścigali się później i zdobywali jeszcze WIĘKSZE sukcesy od moich. I choć od tamtych lat minęło sporo czasu – wciąż wspominam i przeżywam „swoje” mistrzostwo Polski juniorów i wicemistrzostwo wśród seniorów w drużynie na torze, mistrzostwo okręgu w jeździe na czas (zwycięstwo, m.in. nad Rajmundem Zielińskim, który brylował w jeździe na czas w Wyścigach Pokoju), jak i mistrzostwo na 1 km na torze przed samym Zbigniewem Zającem! Miałem też szczęście wygrywać wyścigi z udziałem, m.in. Beka, Borucza, Józefowicza i innych sław lat 50. i 60. ub. wieku). Wszystko to pozostało dokładnie w mojej pamięci!
Zatem dziękuję tym wszystkim, którzy zaproponowali mi moderowanie tego spotkania, którą to propozycję przyjąłem, jako uznanie dla mojej pracy, dorobku naukowego, a przede wszystkim udziału przez blisko 10 lat w życiu kolarskim Szczecina, województwa, okręgu i Polski. TO SE NIE WRATI!
Panowie, WSZYSTKIM, KTÓRYCH spotkaliśmy z żoną po tylu latach – ze ZBYSZKIEM BOROWSKIM na czele – życzymy z całego serca 100 lat!
Bądźcie nadal zdrowi, szlachetni i fair play (!); ludźmi potrafiącymi się bawić i cieszyć życiem. Pozostańcie patriotami Szczecina i województwa i Polski. I przekażcie to, co możliwe MŁODYM, aby wreszcie Ktoś z Polski wygrał największe Toury na świecie (de France, Giro i Vueltę) i powtórzył sukces Kwiatkowskiego i – jak Sagan – nieustanie jechał w koszulce mistrza świata!
Potrzeba nam tylko do tego więcej wyścigów w Polsce – w każdą wolną sobotę i niedzielę, od przełajów już w lutym/marcu do wyścigów przy końcu października, a nawet listopada, a potem „zasów” w salach, na rowerach stacjonarnych i udział w jak największej ilości „sześciodniówek” w Europie i na świecie, a przede wszystkim organizowania własnych takich imprez. A będą znów na listach najlepszych sportowców Polski: Zające, Grundmanny, Kieszkowscy, Królaki, Halupczoki, Piaseccy, Szurkowscy, Szozdy czy Jaskułowie, który (Zenon Jaskuła) był już III na TdF, albo jak Majka 5 w Giro i 3 na igrzyskach olimpijskich. POLAKOW STAĆ NA JESZCZE WIĘCEJ MEDALI, nawet na same złote!
…..kto ten atykol napisal ??