Thelma Ryan Nixon, Pat Nixon. Utrzymywała kontakty z organizacjami kobiecymi. W czasie przyjęć osobiście rozmawiała z gośćmi, interesowała się ich problemami. Mimo że nie szukała rozgłosu, nie udzielała wywiadów, była aktywną First Lady. W okresie od stycznia 1969 r. do sierpnia 1974 r. uczestniczyła w 986 imprezach oficjalnych.
W marcu 1969 r. Pat udała się w długą podróż po Stanach Zjednoczonych. Zachęcała Amerykanów do udzielania pomocy biednym i niepełnosprawnym; apelowała do kobiet o włączenie się w życie polityczne i społeczne.
W prasie zaczęto pisać o pojawieniu się „nowej pani Nixon”, stanowiącej zaprzeczenie dawnej sztywnej, nieśmiałej i niezbyt komunikatywnej kobiety.
Złośliwi nazywali ją „plastikową Pat” ze względu na jej sztywność. W rzeczywistości była ona wrażliwą i wewnętrznie silną kobietą. Mimo że nie lubiła polityki, całkowicie poświęciła się rodzinie i wspieraniu kariery politycznej męża. Nigdy również nie uwikłała się w żaden skandal. Kiedyś w okresie afery Watergate zapytana, czy chciałaby, aby jej córka poślubiła polityka, Pat odpowiedziała: „Bardzo bym jej współczuła, gdyby to się stało”. Richard Nixon w swoich pamiętnikach bardzo ciepło wyrażał się o żonie, pisząc, że „była ona wyjątkową kobietą, bardzo niezależną, bardzo inteligentną i z dużym poczuciem humoru”.
Innym razem Richard Nixon powiedział o żonie: „Jej wiara we mnie jako człowieka i męża wyciągnęła mnie z dołka”. „Gdyby nie Pat – powiedział Nixon w 1994 r. – nie przetrwałbym ani politycznie, ani fizycznie”. Towarzyszył jej zawsze promienny uśmiech, który Nixon określał mianem „słonecznego uśmiechu”.
Mimo że czasem Nixon ciepło mówił o Pat, w Białym Domu traktował ją źle. Był tak omotany żądzą władzy, że zaniedbywał żonę w sposób wręcz ostentacyjny. Współpracownicy Białego Domu współczuli Pat i stawali często w jej obronie.
9 sierpnia 1974 r., opuszczając Biały Dom po ujawnieniu afery Watergate, w przemówieniu pożegnalnym wymienił swoją matkę, natomiast ani jednym słowem nie wspomniał o żonie. Jego biografowie zwrócili uwagę, że nigdy publicznie nie mówił, iż ją kocha, nie trzymał jej czule za rękę, jak czynią to zwykle prezydenci amerykańscy i co jest mile widziane przez amerykańskich wyborców.
Julie, córka Nixonów, wyjaśniała kiedyś, że jej rodzice nie lubią publicznie okazywać uczuć. Biografowie natomiast twierdzą, że Nixonowie na zewnątrz udawali, że są idealnym małżeństwem, a w rzeczywistości było zupełnie inaczej. Adiutant Nixona, podpułkownik Jack Brennan, żartował, że do jego obowiązków należy także uczenie prezydenta, jak ma całować swoją żonę.
„Od dłuższego czasu było widoczne – pisze Michael John Sullivan – że Nixon traktuje swą żonę jako coś w rodzaju przedmiotu, a nie osoby. Dominował nad nią, traktował ją jak własną rzecz i spowodował, że posłusznie wykonywała swoje obowiązki w kampaniach wyborczych jak wyszkolone zwierzę. Kiedy zajmował wysokie stanowiska, przydzielił jej rolę milczącego cienia. Jej zadaniem było wspieranie jego kruchego „ego” i udzielanie mu bezwzględnego poparcia”. Sprowadził ją do roli mebla ustawionego na scenie. Ona miała ciągle się uśmiechać i z podziwem na twarzy patrzeć na niego, gdy po raz pięćdziesiąty słuchała tego samego przemówienia. Wszyscy cierpieliśmy, kiedy ona cierpiała”.
„Znęcał się nad nią ciągle, choć nie fizycznie” – stwierdził Richard Bergholz z „Los Angeles Times”.
W Białym Domu Pat poleciła, by przygotowano jej oddzielną sypialnię. „Chcę mieć swój własny pokój – powiedziała. – Nikt nie jest w stanie spać z Dickiem. Budzi się w nocy, zapala światło, nagrywa na magnetofon albo robi notatki. Jest niemożliwy”.
***
Powyżej zaprezentowany został fragment książki pt. „Panie Białego Domu”
Autor: prof. Longin Pastusiak
Liczba stron: 848
Wydawnictwo: Bellona